Mój Czytelnik

Podobno Autor przez duże "Ał", powinien na swym blogu zamieścić stronę "O sobie". Dzięki temu, potencjalny czytelnik może się przekonać, czy twórczość rzeczonego ma szanse trafić w jego gusta. Ja nie jestem "Ał". I wszystko robię na bakier. Dlatego zamiast strony "o mnie" jest strona o Tobie - moim Czytelniku. 

    Mój Czytelnik to nastolatek. Taki, którego PESEL zaczyna się wysoką siódemką, albo niską ósemką. Taki, który pamięta, jak na wiosnę osiemdziesiątego szóstego, w przedszkolu dali mu do wypicia taką gorzką, dziwnie pachnącą oranżadę. I o tym, jak w dziewięćdziesiątym trzecim w czarno białym telewizorze pokazali ostatni radziecki czołg wyjeżdzający z Polski. A spiker komentujący to wydarzenie od razu przeprosił za przejęzyczenie, bo ten czołg był już nie radziecki, a rosyjski. 

    Mój Czytelnik ma teraz dom, dzieci, pracę, kredyt na skodę i opcjonalnego psa. Transformacja się skończyła. Jest dobrobyt. Ale Mój Czytelnik za czymś tęskni. W środowy wieczór siada przed telewizorem i przerzuca papkę netfluxa dopóki nie trafi na starego Mad Maxa, albo nowy odcinek Łolking Dedów. Tak, czasem pójdzie do muzeum, a w zeszłym roku nawet raz był w teatrze. Nie, nie słucha disco-polo. Na swoim firmowy laptopie ma zainstalowane dwie ulubione gry, skrzętnie ukrywane przed kolegami. W drodze z sobotnich zakupów ukradkiem zahacza o strzelnicę sportową, by przez kwadrans postrzelać z dziewiątki. Tylko tej na drugim końcu miasta, żeby przypadkiem sąsiedzi nie widzieli, bo będą gadać. 

    Mój Czytelnik sięga oczywiście po książki. Ale nie interesuje go piękna forma. Liczy się treść podana w specyficzny, nie dla wszystkich lekkostrawny sposób. Bo Mój Czytelnik lubi mięsko. I nieważne, że żona już trzeci miesiąc katuje rodzinę dietą keto-lakto-wegańską, bo on swoje mięsko znajduje na łamach książek napisanych przez jemu podobnych. To tutaj palcami wyobraźni chwyta za karabin wyborowy, ładuje magazynek i staje w obronie ostatniej ostoi ludzkości przed hordą mutantów. To tutaj może wsiąść na wymarzony, widziany tylko na zdjęciach motocykl i pognać w objęcia huraganowego wiatru. To tutaj z okrzykiem na ustach i szablą w dłoni szarżuje na czele chorągwi husarskiej, by w finałowej bitwie rzucić na kolana kozackiego atamana. Dlaczego? Bo tęskni. Otulony światem poduszek powietrznych, barierek przy każdych schodach, kasków rowerowych i prywatnym ubezpieczeniem zdrowotnym tęskni za przygodą. 

    I można się zżymać i oburzać że, „jak to - stary chłop, a taki dziecinny?”. Ale on bez tego mięska jest nieszczęśliwy. Potrzebuje go. I tak jest od zawsze. Kiedyś  May z „Winnetou” i seria z „Żółtym Tygrysem”, a dziś Komuda z „Diabłem Łańcuckim” i uniwersum „Metro 2033”. I nie myśl proszę, że Mój Czytelnik nie jest wybredny. Wbrew pozorom bardzo trudno go zadowolić. Po prostu zwraca uwagę na inne szczegóły niż pozostali. Błąd ortograficzny, czy niezgrabną figurę stylistyczną puści mimo oka, uśmiechając się tylko pobłażliwie pod wąsem, "bo przecież każdemu może się zdarzyć". Ale, gdy w swojej porcji mięska trafi na niedogotowaną kluchę błędu rzeczowego, popełnionego w opisie owego karabinu wyborowego, lub pojemności skokowej silnika motocykla, to z trzaskiem zamknie talerz książki i rzuci ją z pogardą na sklepową półkę. Bo nie zniesie fałszu. Bo ważne są zasady. Mięsko ma być przyrządzone w ściśle określony sposób i jeśli nie znasz przepisu, to nawet będąc najwybitniejszym kucharzem nie będziesz w stanie zadowolić jego podniebienia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz