10.
Słońce zaszło za koroną wału
i ciemną celę rozświetlała tylko mała latareczka Kocura. Przodownik oparł się
barkiem o ścianę i słuchał.
Kowal próbował na wszystkie
sposoby wytłumaczyć, że to pomyłka, że
przecież nie chciał, że to nie tak:
– Tosiek, ja tą szablę przecież dla niego, żeby do maszyn dopuścił, żeby… – urwał, bo już nie wiedział, co jeszcze można powiedzieć.
Kocur pokręcił głową i
ciężko westchnął:
– Heniu, za dużo rabanu się
zrobiło. Wszyscy widzieli jak mu maczetą w oczy zaświeciłeś. Coś ty sobie
myślał?!
Kowal ze złością przygryzł
wąsa i warknął:
– Sznurki mu tylko chciałem
przeciąć, bo się z tym perdolił jak burek
z kurą.
– No to chciałeś dobrze, a
wyszło jak zwykle! – parsknął Kocur i dodał po chwili: – Teraz masz paragraf za
zamach stanu i w nagrodę ci rękę odrąbią. I po co ci to było?
Kosynier zacisnął pięści w
złości. Spuścił głowę i mruknął:
– Powiedz mu, powiedz mu
Tosiek, że to nie tak… przecież on wie.
– Tak, wie. – Przodownik
spojrzał na niego z góry i powiedział poważnie: – Dlatego mnie tu przysłał.
Kowal podniósł wzrok,
zaskoczony tym wyznaniem. Nic nie rozumiał.
– Ma dla ciebie propozycję –
wyjaśnił Kocur. – Ale chyba lepiej, żeby ci tą rękę odrąbali.
– Tosiek, nie pierdź mi tu
cukrem pudrem, tylko gadaj, co i jak.
– Trza na zakład wejść. I to
teraz, w nocy, póki ludzie na Stadionie śpią.
– Jak w nocy?! Przecież mnie tam na kawałki rozerwą.
– Dlatego ci mówię, że
lepiej…
– Dobra! Pójdę! – uciął
Kowal.
Odetchnął ciężko i wbił
pełne napięcia spojrzenie w dawnego przyjaciela. Wiedział, że od tego, co
usłyszy zależy jego życie, więc w końcu sapnął:
– Co jest do zrobienia?
Kocur zagryzł wargi i
odepchnął się ramieniem od ściany. Światło latarki zatańczyło po odrapanym
tynku celi, gdy nerwowo przestąpił z nogi na nogę. W końcu stanął przed Kowalem
i zdobył się na odwagę, by spojrzeć mu w oczy:
– Trzeba iść na EC-2 i w
rozdzielni przełączyć szynę na zasilanie sieci energetycznej. Od głównej
rozdzielni już są wszystkie przepięcia. Co dało się zrobić do muru fabryki,
nasze chłopaki już zrobili. Zostało tylko to.
Podał mu schemat połączeń,
wraz z kilkoma kartkami ręcznych notatek.
– Przełączyć zasilanie
elektrociepłowni? – zapytał niepewnie Kowal, przebiegając wzrokiem po kartkach.
– Przecież ktokolwiek tam w piecach pali, od razu się zorientuje i przełączy z
powrotem.
– Potrzebujemy pół godziny – potwierdził Kocur matowym głosem. – Tyle mi wystarczy,
żeby przestawić zwrotnice kolejowe na terenie zakładu tu, tu i tutaj. –
Przeskoczył palcem po planie.
– Chcecie dojechać do
elektrociepłowni pociągiem?
– Lokomotywą – uściślił. – I
nie tylko dojechać, ale i wrócić. Z tym…
Kowal popatrzył na nieostre,
czarnobiałe zdjęcie, wydrukowane na zmiętej kartce.
– Cysterny?
– Cztery cysterny – powiedział
Kocur z naciskiem. – Niecałe pięćset metrów od wschodniej bramy. Jak dobrze
pójdzie to zgarniemy dwieście, może trzysta tysięcy litrów paliwa. Ja ogarniam
lokomotywę, a ty dajesz zasilanie. To wszystko.
Spojrzał na niego smutno, po czym ruszył do
drzwi.
– Masz pięć minut do namysłu
– rzucił w progu i wyszedł.
Aria wstała z leżących w kącie szmat. Usiadła pod ścianą,
obmacując żebra z grymasem bólu.
– To ta
sama akcja, z którą nas wysłali – stęknęła ciężko i skrzywiła się jeszcze
bardziej. – Naczelny dał nam amunicję jako zaliczkę i obiecał paliwo, jedzenie
i broń po robocie.
Kowal
popatrzył na nią i parsknął kpiąco:
– Z góry
żeście zaliczkę wzięli? Gratulacje.
Aria westchnęła i stanęła na
nogi:
– No tak,
panie Heniu – przedrzeźniła –
zaliczki zwykle bierze się z góry.
Zadanie wyglądało na proste. Tylko pan Naczelny zapomniał nas uprzedzić, że
fabryka jest pełna turbo-zombie, co
zapieprzają jakby miały motorki w dupach, a do tego umieją w parkour.
– No i
co w związku z tym?
– A to,
że idę z panem, panie Heniu – odpowiedziała dziewczyna ze złośliwym uśmiechem.
– Muszę się przekonać, czy rzeczywiście wszyscy moi poszli do piachu.
Kowal
już uniósł ręce, by zaprotestować, ale Aria stanęła przed nim i powiedziała z
naciskiem:
– Idę.
Bez. Dyskusji.
Kosynier
zobaczył łzy w kącikach jej oczu i poczuł, że mięknie mu serce. Ta obca
dziewczyna była mu teraz bliższa niż ktokolwiek inny. Wiedział już, że się
zgodzi. Musiał. Tak trzeba.
Rozważania
przerwało im szczęknięcie zamka. Drzwi celi otwarły się powoli, a w progu
stanął Towarzysz Naczelny w towarzystwie nieodłącznych przybocznych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz