poniedziałek, 22 lutego 2021

Kowal. Szabla Marszałka cz.VI

 


6.

            – Jestem Aria – powiedziała łagodniej, gdy emocje nieco już opadły.

            Kosynier maszerował niewzruszony, nucąc sobie pod nosem jedną z ulubionych, melancholijno-romantycznych melodii. Zdawał się zupełnie nie zważać na drepczące obok dziewczę.

            Ale to były tylko pozory. Zdążył ją ukradkiem dokładnie otaksować: sporo młodsza od niego; mogła mieć pewnie jakieś dwadzieścia pięć lat, smukła, wysportowana, czarnowłoso, krótko ostrzyżona.

„I pyskata” – dodał w duchu. W ubraniu uwalanym krwią, obwieszona resztkami ekwipunku – pas od pistoletu z pustą kaburą, na wpół zerwane ładownice i coś, co wyglądało jak pochwa. W sensie: od miecza.

            „Może samurajowego?” – pomyślał. Nie chciał poznać, że go to cokolwiek zainteresowało, więc mruknął tylko półgębkiem:

            – Nie użartaś?

– C-co? – odpowiedziała swoim zwyczajem, pytaniem na pytanie.

– Pytam, czy cię nie użarły? – Zatrzymał się i spojrzał prosto w te „czarne oczy, widzę czarne oczy, ich nie przeoczy(3)…” przyplątało mu się nie wiadomo skąd.

Dziewczyna łypnęła na niego z góry, co nie było z resztą niczym niezwykłym. Większość ludzi tak robiła.

– Nie, nie użartam – przedrzeźniła, wykrzywiając usta i potrząsając głową. – Ale dzięki za troskę – dodała bynajmniej niezbyt wdzięcznym tonem.

– Hmm…– mruknął w odpowiedzi i ruszył dalej.

Aria zacisnęła zęby, potem pięści, a na końcu powieki. Aż ją zatrzęsło z gniewu. Przez chwilę stała w miejscu, próbując się uspokoić. W końcu ruszyła energicznym krokiem za Kowalem. Dogoniła szybko, stanęła tuż przed nosem i zmusiła żeby znowu podniósł wzrok.

 – Słuchaj no, pan…! – Tu oprzytomniała. W końcu dotarło do niej, że wydziera się na środku parku na faceta z długą kosą, a sama jest zupełnie bezbronna. No może nie licząc ciętego języka.

– No słucham, cudna ptaszynko – odparł cierpko Kowal, opierając się na kosie.   

– Nie jestem…! – przerwała w pół słowa, po czym dokończyła już spokojniej – …będzie pan łaskaw tak do mnie nie mówić?

Patrzyła na niego, a on na nią. Chwila znowu trwała, zawieszona w przestrzeni, jak w wierszu Szymborskiej(4). W końcu Aria zebrała się w sobie i wyrzuciła na jednym wdechu:

– Całą moją grupę dorwali sztywni w tej pierdolonej fabryce. Cudem udało mi się wyrwać. Reszta moich ludzi gdzieś tam jest. Rozdzielili nas. Straciłam swój pistolet. I miecz w parku. Nie wiem, czy ktoś…

Kowal przerwał jej gestem, podnosząc dłoń.

– Dobrze – mruknął kiwając głową.

– C-co dobrze?

– Dobrze, nie będę na panią gadał cudna ptaszynko. – Po czym, wyminął ją i ruszył dalej.

Aria znowu miała wybuchnąć, ale tuż przed przepaleniem bezpiecznika usłyszała:

– No chodźże, kobito. Poszukamy tego twojego miecza.     



przypisy:

3)cyt. ze szlagieru „Czarne oczy” wyk. Ivan i Delfin

4) cyt. Piotr Bałtroczyk „Skecz o rurze”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz