6.
– Jestem
Aria – powiedziała łagodniej, gdy emocje nieco już opadły.
Kosynier maszerował niewzruszony, nucąc sobie pod nosem jedną z ulubionych, melancholijno-romantycznych melodii. Zdawał się zupełnie nie zważać na drepczące obok dziewczę.
Ale to
były tylko pozory. Zdążył ją ukradkiem dokładnie otaksować: sporo młodsza od
niego; mogła mieć pewnie jakieś dwadzieścia pięć lat, smukła, wysportowana,
czarnowłoso, krótko ostrzyżona.
„I pyskata” – dodał w duchu.
W ubraniu uwalanym krwią, obwieszona resztkami ekwipunku – pas od pistoletu z
pustą kaburą, na wpół zerwane ładownice i coś, co wyglądało jak pochwa. W
sensie: od miecza.
„Może samurajowego?” – pomyślał. Nie chciał poznać, że go to cokolwiek
zainteresowało, więc mruknął tylko półgębkiem:
– Nie
użartaś?
– C-co? – odpowiedziała
swoim zwyczajem, pytaniem na pytanie.
– Pytam, czy cię nie użarły?
– Zatrzymał się i spojrzał prosto w te „czarne
oczy, widzę czarne oczy, ich nie przeoczy(3)…” przyplątało mu
się nie wiadomo skąd.
Dziewczyna łypnęła na niego
z góry, co nie było z resztą niczym niezwykłym. Większość ludzi tak robiła.
– Nie, nie użartam – przedrzeźniła, wykrzywiając
usta i potrząsając głową. – Ale dzięki za troskę – dodała bynajmniej niezbyt
wdzięcznym tonem.
– Hmm…– mruknął w odpowiedzi
i ruszył dalej.
Aria zacisnęła zęby, potem
pięści, a na końcu powieki. Aż ją zatrzęsło z gniewu. Przez chwilę stała w
miejscu, próbując się uspokoić. W końcu ruszyła energicznym krokiem za Kowalem.
Dogoniła szybko, stanęła tuż przed nosem i zmusiła żeby znowu podniósł wzrok.
– Słuchaj no, pan…! – Tu oprzytomniała. W
końcu dotarło do niej, że wydziera się na środku parku na faceta z długą kosą,
a sama jest zupełnie bezbronna. No może nie licząc ciętego języka.
– No słucham, cudna ptaszynko – odparł cierpko Kowal, opierając się na kosie.
– Nie jestem…! – przerwała w
pół słowa, po czym dokończyła już spokojniej – …będzie pan łaskaw tak do mnie
nie mówić?
Patrzyła na niego, a on na
nią. Chwila znowu trwała, zawieszona w
przestrzeni, jak w wierszu Szymborskiej(4). W końcu Aria zebrała
się w sobie i wyrzuciła na jednym wdechu:
– Całą moją grupę dorwali
sztywni w tej pierdolonej fabryce. Cudem udało mi się wyrwać. Reszta moich
ludzi gdzieś tam jest. Rozdzielili nas. Straciłam swój pistolet. I miecz w
parku. Nie wiem, czy ktoś…
Kowal przerwał jej gestem,
podnosząc dłoń.
– Dobrze – mruknął kiwając
głową.
– C-co dobrze?
– Dobrze, nie będę na panią gadał
cudna ptaszynko. – Po czym, wyminął
ją i ruszył dalej.
Aria znowu miała wybuchnąć,
ale tuż przed przepaleniem bezpiecznika usłyszała:
– No chodźże, kobito. Poszukamy tego twojego miecza.
przypisy:
3)cyt. ze
szlagieru „Czarne oczy” wyk. Ivan i Delfin
4) cyt.
Piotr Bałtroczyk „Skecz o rurze”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz