piątek, 15 stycznia 2021

Ballada o prawie-snorku, Zamiast prologu

 

    Chłopak wbił palce głęboko w uszy, ale to nie pomogło nawet odrobinę. Huk narastał z każdą sekundą. Rzucił się wprost na suchą trawę i próbował wdusić twarz w ziemię. Filetowy blask przepalał na wylot zaciśnięte kurczowo powieki. Skulił się w pozycję embrionalną, jak mają w zwyczaju czynić wszystkie prymitywne ssaki, gdy bezradne czekają na ostateczny cios. Huk z wściekłością szalał wokoło. Zagarnął dla siebie i zawładnął każdą cząsteczką powietrza, każdą grudką ziemi i każdą kroplą krwi w żyłach. Chciał krzyczeć ze strachu. Otworzył usta, a huk wtargnął do środka, dusząc w zarodku jego wątły i żałosny głosik. Organy wewnętrzne zamieniły się w bulgoczącą, wzburzoną masę, która gorzką falą wzbierała wyżej i wyżej szukając ujścia przez nos i usta. Wcisnął palce jeszcze głębiej i poczuł jak miękkie kości czaszki ustępują z chrupnięciem, a paznokcie zatapiają się w czymś lepkim i pulsującym. Huk przelewał się nad nim, przenikał do wnętrza, szarpał i wciąż narastał, coraz mocniejszy, coraz głośniejszy! Targane konwulsjami ciało trzęsło się w rytm drgań synchronicznych fal anormalnej energii. Wtem, huk przeszedł w potężny, krótki ryk. Świat zalała jasność… która zgasła nagle…  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz