piątek, 22 stycznia 2021

Ballada o prawie-snorku, cz.XXI

 

Początek cz.XXI

 

Zwierz usiadł zrezygnowany pod ścianą. Wpił palce w gęste kudły i stuknął głową o zakurzony beton.

- Ehh cziort! – powtórzył po raz nie wiadomo który.

Chłopak starał się nie zwracać na niego uwagi. Skupił się całkiem na badaniu zablokowanego tunelu. Ściany, sufit i podłoga nie były zbyt fascynujące, ale to co zajmowało go najbardziej to działanie anomalii. Elektra buzowała cicho na samym środku chodnika. Jej epicentrum unosiło się dokładnie w połowie wysokości pustej, metalowej framugi drzwi pancernych. Drgające nitki elektrycznej sieci rozciągały się na niej jak pajęczyna. Chłopak kilka razy aktywował pułapkę rzucając w jej objęcia drobinki gruzu. Miał nadzieję, że może uda mu się ją osłabić i wyładować, tak jak żarnik, który pokazał mu Barber. Elektra jednak niewrażliwa na jego zabiegi i reagowała na kolejne pociski z taką samą zaciekłością, eksplodując łukami elektrycznymi na wszystkie strony. „Kamyki są za małe, w tym tempie nigdy się nie wyładuje” – pomyślał.

Wspomnienie o starym stalkerze wywołało ukłucie w sercu. Znał tego człowieka ledwie kilka dni, a wydawało mu się, że jest mu bliższy niż ktokolwiek inny. Spojrzał ze złością w głąb korytarza, wiodącego z powrotem, do kompleksu. Stary stalker, gdzieś tam był. Sam, ranny, zdany na łaskę wrogów. Chłopak ścisnął w dłoniach karabin. Wyładowana latarka mignęła i znowu rozjarzyła się mocnym światłem. Widać pole elektryczne anomalii potrafiło podładować wyczerpany akumulator.

- Trzeba wrócić. Oni tam są – powiedział cicho patrząc sobie pod nogi.

Kudłacz spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem.

- Nu da, malczik. Tak ty pewny jesteś? – zapytał. – Dopiero co, cię z gruzu wygrzebał, przed tuszkanami obronił, a ty wracać chciał?

Ciężko wstał podpierając się dłońmi o kolana. Drobiny kurzu odpadały z niego posklejanymi grudkami. Brudny opatrunek na ręce przesiąkł krwią na wylot. Brunatne smugi spływały po przedramieniu, mieszając się z błotem i cementowym pyłem pokrywającym skórę.

Chłopak nic nie odpowiedział. Na samą myśl o powrocie do podziemi, czuł zimne ukłucie strachu. Próbował sobie to obiektywnie przetłumaczyć: są sami, Zwierz ranny, prawie nie mają amunicji, jedzenia i wody nie mają w ogóle… ale czuł, że tak po prostu trzeba. Spojrzał na stalkera z zaciętą miną i w odpowiedzi tylko kiwnął głową.

….

Gęsty, lepki, mokry od potu mrok. Prawie-snork skoczył pionowo w górę i złapał łapskami za linę suwnicy. Stalowy kabel zwisał smętnie z potężnej metalowej belki przy suficie. Mechanizm zgrzytnął kołami zębatymi i osiadł nieco pod jego ciężarem. Skośny nie czekał dłużej, wyprężył ciało i bujnął się na linie. Ułamek sekundy później ciszę rozerwała seria z automatu. Najemnik pruł długą, nerwową serią wprost przed siebie. Błyski wystrzałów rozświetlały ciemność na kilka metrów, dźwięk dudnił echem, zamieniając gruzowisko w drgającą nerwowo scenę upiornej dyskoteki. Szturmowiec podrzucił lufę w górę. Końcówka stalowej liny mignęła mu przed oczami. W ostatniej chwili rzucił się instynktownie w bok. Gruby na dwa palce kabel uderzył ostro w hałdę gruzu za nim, rozcinając ją na dobry metr w głąb, niczym gigantyczny bicz. Żołnierz szarpnął się, by stanąć jak najszybciej znów na nogach. Sterta połamanych, metalowych profili, na której wylądował zadzwoniła metalicznie i plątanina pordzewiałych rurek zapadła się pod jego ciężarem. Poleciał w dół. Zdążył wrzasnąć z przerażenia, ale zaraz wpadł z pluskiem w bajoro zalegające dno kanału serwisowego. Prychając i charcząc podniósł się i siadając w płytkiej, brudnej wodzie. Od razu przekręcił się na czworaki szukając w ciemnościach karabinu. Musiał wylądować w grubej warstwie mułu, gdzieś na dnie. Otworzył oczy, przetarł je nerwowo z błota i zamarł…  Wnętrze betonowego kanału zalało mocne światło latarki. Długie cienie połamanych rurek i metalowych legarów wyciągnęły się czarnymi liniami po ścianach. Czerwona linia lasera powolutku pełzła po dnie kanału. Para wodna tańczyła w jej smudze, gdy nieubłaganie płynęła w jego kierunku. Żołnierz usiadł na piętach, westchnął zrezygnowany i uniósł głowę, by spojrzeć w twarz swojemu katowi. Czerwona kropka zatrzymała się dokładnie na środku czoła, ale jedyne co zobaczył, to oślepiający błysk pistoletowego wystrzału.

….

Wracali powoli wąskim tunelem. Latarki podładowane polem elektry dawały znacznie więcej światła. Młody znalazł przełącznik trybu i ustawił swoją na jedną czwartą mocy. Widzieli wszystko dokładnie na dobre trzydzieści metrów w przód. Dopiero teraz dotarło do chłopaka, że beton obudowy nie jest jednolity. Co jakiś czas mijali odcinki wykonane z innego rodzaju materiału. Powierzchnia była ciemniejsza i pokryta długimi, równoległymi rysami, ułożonymi w gęste wzory.

- Skała – wychrypiał  Zwierz poklepując ścianę. – Tak głęboko drążyli. Tu bunkier solidny. Potęga!

Dotarli do znaku 500 м, przy którym zawał głównej pochylni przebił się przez obudowę chodnika. Metalowe tregry przebiły gruby beton lewej ściany jak kruche ciasto. Młody nawet nie zajrzał przez dziurę do wnętrza. Od razu wskoczył na rumowisko przegradzające tunel i poświecił w dół wąskiego chodnika ewakuacyjnego.

- Jest przejście! – krzyknął ucieszony do Zwierza. – Tam drzwi widzę. Chyba do hali.

Nawet nie czekał na odpowiedź kudłacza, tylko przełożył nogi na drugą stronę i zjechał na tyłku po zboczu rumowiska.

….

Jim stał nieruchomo nad krawędzią kanału. Ostatnie nitki dymu odrywały się od lufy pistoletu. Powoli uniósł broń i zgasił latarkę. Nie potrzebował jej wcale. Światło nie było mu już niezbędne. Wystarczyło, że słyszał bicie serca tego człowieka, jego urywany spazmatyczny oddech. Włączył je tylko po to, aby to on go zobaczył. By w ostatniej chwili ujrzał w jego oczach, że przegrał.

Podniósł głowę i wypuścił z ulgą powietrze. Obłok pary uniósł się w mroku wlatując ku wysokiemu sklepieniu. Powoli skulił się i oparł rękami o mokrą ziemię. Wygiął plecy w łuk. Kręgosłup trzasnął nadwyrężonymi kręgami.  „Tak lepiej” – i zabrał się za przeszukiwanie zwłok. Trzeba będzie zabrać się wreszcie za ratowanie młodego i drugiego stalkera.

….

Stalowe drzwi z przeraźliwym jękiem otwarły się do wewnątrz. Musieli naprzeć na nie całą siłą, by przełamać opór zardzewiałych zawiasów. Wnętrze hali tonęło w mroku. Weszli ostrożnie do środka oświetlając sobie drogę latarkami. W powietrzu czuć było jeszcze swąd niedawnego pożaru, smród palonego ciała i futra, oraz metaliczną woń krwi. Chłopak spojrzał przestraszony na Zwierza.

- Ktoś tu jest – szepnął nerwowo.

Wielki stalker mruknął coś tylko coś pod nosem po rusku i mocniej ścisnął w garści rękojeść pistoletu. Ruszyli dalej wzdłuż ściany. Nie zrobili nawet trzech kroków, gdy zaraz za ich plecami rozległ się ostry głos.

- Oi, wy useless cunts! – krzyknął prawie-snork. – Tak hałasujecie, że mi tu zaraz wszystkich sztywnych pobudzicie!     

 

Koniec cz. XXI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz