Początek
cz.XV
- Dzimi,
Dent, sytuacja zmieniona – powiedział Barber, gdy znaleźli sobie trochę miejsca
w kącie i wszyscy usiedli na skrzyniach.
- Ci tam… -
pokazał kciukiem w górę - …to ochrona jednego z polowych laboratoriów. Dziś
rano zgarnęli naszych.
Zwierz
dorzucił dwa szybkie zdania po rosyjsku. Stary kiwną głową i przetłumaczył:
- Królik i
Bies poszli rano sprawdzić pole anomalii na zachodzie. Jak wracali to ich
patrol na otwartym terenie zaskoczył. Afgan ze Zwierzem w bunkrze siedzieli,
jak tamtych na plac pod bronią przyprowadzili.
Zwierz poderwał się na nogi i rzucił cos w gniewie i zaczął przechadzać się w kręgu słabego światła sodowej, kuśtykając z lekka. Młody z całego monologu zrozumiał tylko kilka soczystych bladinsynów i suk.
Stary
uspokoił przyjaciela w dwóch słowach i kontynuował cichym głosem:
- Chłopakom
przystawili lufy do głowy i kazali reszcie wychodzić. Bies krzyknął, żeby nie
słuchać, to go kopać zaczęli. Tak i kopali, puki Afgan do nich nie wyszedł.
Poddać się.
Zwierz
podszedł do wysokiego stosu plastikowych kontenerów i ze złością uderzył w
niego pięścią. Głos mu się łamał, gdy wreszcie wyrzucił z siebie resztę
historii.
- Zwierz skoczył do tunelu, ale go zobaczyli.
– zreferował matowym głosem stary stalker. – Widział jak naszych kolbami biją i
ręce im skuwają. Tamci się za nim rzucili, ale im się za minami schował i
pistoletem się bronił. Na górze jeszcze go ranili i bał się, że się wykrwawi. –
Patrzy na niego smutno i kiwa głową – Aż my nadeszli i granatem mógł tamtych z
bunkra dosięgnąć.
Zwierz
odwrócił się do nich z twarzą wykrzywioną rozpaczą. Oczy szkliły się w słabym
świetle lamp.
- Wy
wierzcie – załkał. – Ja nie tchórz. Nie tchórz!
Chłopak
patrzył na niego smutno. Nie wiedział co mu odpowiedzieć, ale bardzo chciał mu
dodać otuchy. Ale to prawie-snork poderwał się ze swojej skrzynki pierwszy,
stanął przed kudłaczem łapiąc go za ramiona i wydeklamował patrząc mu prosto w
oczy :
- „I
umierając we własnych łożach, za wiele lat, czy chcielibyście zamienić te
wszystkie dni, od dziś do wtedy, za jedną szansę, jedną jedyną szansę, aby tu
wrócić i powiedzieć naszym wrogom, że mogą odebrać nam życie, ale NIGDY NIE
ODBIORĄ NAM WOLNOŚCI”! – ostatnie wykrzyczał tak głośno, że biedny wielkolud aż
się cofnął z przejęcia.
Młody
uniesiony doniosłością chwili sam zerwał się na nogi i zaczął deklamować:
- „Raz, przyjaciele, jeszcze do wyłomu,
Lub go
zatkajmy trupami Anglików!
Nic tak w
pokoju mężom nie przystoi
Jak skromna
cichość, milcząca pokora;
Lecz gdy
wojenna zagrzmi w uszach trąba,” -… no co się tak patrzycie?
- Sam jesteś
trąba – mruknął prawie-snork.
Na szczęście
Barber powstrzymał się od deklamowania poezji rewolucyjnej i zarządził
inwentaryzację broni i sprzętu. Dent z prawie-snorkiem rozłożyli się z
warsztatem na szerokiej drewniane skrzyni pod mocniejszą lampą.
-
H&K-416 – mruknął skośny nad smukłym, lekkim karabinem szturmowym. – Mają
rozmach motherfuckers. Do tego SIG
226. – Pokazał na nowoczesny pistolet z zamontowanym pod lufą modułem wskaźnika
laserowego i małej, ale bardzo mocnej latarki.
- No nie
byli pierwsi z brzegu arselicker –
dodał wyjmując z broni magazynek i przyglądając się broni pod światło.
Dent wziął w
dłonie swojego wiernego endfielda.
- Myślisz,
że amunicja z ich karabinów będzie pasować? – zapytał nieśmiało.
Prawie-snork
prychnął tylko z pogardą.
- Daj mi to dummy – mruknął przyjacielsko i
wyciągnął szponiastą łapę. Złapał za karabin, w dwóch ruchach wypiął magazynek
i celownik, a samą pukawę… rzucił pod ścianę.
- Ale… -
chciał zapytać zaskoczony Dent.
Skośny go
nie słuchał. Zdjął z h&k rozbity, płytkowy kolimator i zastąpił go susatem.
Złożył się do broni, uruchomił wskaźnik laserowy zamontowany przy wylocie lufy
i wycelował w głąb ciemnego magazynu. Przez chwilę kręcił nastawami lunety,
zgrywając celownik z kropką lasera, po czym wyprostował się zadowolony i
wcisnął broń w ręce młodemu.
- Masz! –
warknął ostro. – Wskaźnik laserowy na bliską odległość, luneta na dalszą.
Jesteś teraz jak fucking jednoosobowa
armia.
Chłopak
przez chwilę przyglądał się nowej broni. Karabinek był mniejszy i o połowę
lżejszy niż zabytkowy L85. Manipulatory same układały się pod palcami. Skośny
założył sobie na udo kaburę z pistoletem i mruknął pod nosem:
- No to
możemy iść na fucking wojnę.
Barber ze
Zwierzem rozmawiali cicho nad planem rozłożonym na wieku skrzyni. Place wodziły
po pożółkłym papierze, pokrytym fioletowymi liniami wyblakłego atramentu.
Chłopak ze skośnym stanęli po drugiej stronie.
- Tu
jesteśmy – powiedział stary i puknął w niewielki prostokąt narysowany na
planie. – Pięćdziesiąt meter pod
ziemią i czterysta od bunkra.
Przesunął
dłoń na lewo i wskazał kompleks zaznaczony plątaniną linii i symboli.
- Jak oni do
bunkra weszli, to ta cała część …- rozłożył palce nad liniami siatki korytarzy
- … będzie odcięta. Mnogo ich było?
Prawie-snork
spojrzał z pytająco na młodego:
- No laddie? To ty jesteś tu sokole oko.
Chłopak
wzruszył ramionami i bąknął niepewnie:
- N-nie
wiem. To szybko było. Może kilkunastu, tak w porywach do dwudziestu.
- W każdym
razie tędy nie pójdziemy – podsumował stary i wskazał na drugi koniec planu.
- Tu jest
drugi kompleks. Tunele idą jeszcze dwa kilometer,
a później na powierzchnię. Tam nieskończone, ale można wyjść. – Pokazał na
spory obszar zakreślony na mapie.
Zwierz
mruknął coś i ciężko westchnął.
- Da, kanieszno – odpowiedział stary. –
Ale tu już zona. My tam nie chodzili i cziort
znajet co tam będzie.
- No to może
… - chciał zaproponować młody. Ale nie skończył.
Magazynem
wstrząsnął wybuch. Pancerne drzwi, zmięte potężną falą uderzeniową wleciały do
środka. W chmurze pyłu, która przesłoniła wejście mignęły latarki i czerwone
igły laserów. Dent próbował usłyszeć coś, przez pisk wwiercający mu się w
bębenki uszu. Dopiero po chwili dotarło do niego, że puknięcia, które słyszy to
nie popcorn, tylko strzały napastników. Rzucił się za rząd ciężkich skrzyń,
potykając się przy tym o lufę własnego karabinu. Dopadli ich.
Koniec
cz.XV
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz