wtorek, 19 stycznia 2021

Bajki Popromienne : Śnieżka i siedmiu

 

Śnieżka i siedmiu

 

– F1 na C4, saturacja w normie – mruknął Aspiro. – Szewski mat? Oj panie kolego, tego bym się po panu nie spodziewał, oj nie spo-dzie-wał.

Kardio wiedział, że jest w tarapatach.

– No dopszsze… to ja poproszę E7 na E6, tętno 10 – wymamrotał siląc się na nonszalancję.

– D2 na D4, obniżam poziom O2 do 20,05% .

– D7 na D5, ciśnienie rozkurczowe 45, można obniżać.

– Kolega próbuje wariantu Winawera! No, no, no, ambitnie, nie powiem. B1 na C3.

„Co za d*pek” – pomyślał Kardio. „Prawie jak ten bufon Encefal”. Całą uwagę skupił na szachownicy, próbując wykombinować kolejny ruch.

– No i cóż kolega na to? – ponaglił Aspiro głosikiem słodkim jak miód.

– To ja na to…

– W CO GRAJETA!?

„Taaa…Ten, to zawsze w porę” – jęknął w duchu Kardio.

– W makao, nie widzisz? – odpowiedział na głos.

– O, ZA*EBIOZA! MOGEM ZAGRAĆ?

– A szanowny kolega to przypadkiem nie ma czegoś do zrobienia? – zapytał Aspiro z wyższością.

– EEE TAM, ZAWSZE BYDZIE CÓŚ DO ROBOTY, NIE?

Kardio odliczył w myślach, czekając na niezawodną myśl przewodnią, swoiste motto życiowe ich towarzysza –  „Trzy…, dwa…, jeden…”

– PRZECA MIŁOŚĆ I SRACKA DOPADA Z NIENACZKA, NIE?

„…Bingo!”.

– Kolego Koprofa… – zaczął protekcjonalnym tonem Aspiro – … czy mógłby kolega łaskawie zająć się… hmmm… swoją pracą? Każdy z nas ma odpowiedzialne zadanie, a usuwanie produktów przemiany materii ma znaczenie kapitalne…

– EEE, ALE ŻE CO?

– G*wno! – podsunął usłużnie Kardio. – G*wno odpompuj, imbecylu!   

– AAA, NO TAAA. ZARA WACAM. INO NIE ZACZYNAJTA BEZE MNIE, DOBRE? – Koprofa, przerzucił zawory, włączył ssanie i rozdrabniarkę. Maszyna posłusznie zabuczała, zabrzęczała i zabulgotała. Kardio poczekał jeszcze chwilkę i gdy miał pewność, że cały proces od strony technicznej zmierzał ku końcowi, zupełnie przypadkiem uruchomił reset i automatyczną diagnostykę systemu.

– Dobra, mamy go z głowy. Zanim się zrebootuje minie piętnaście minut.

– A kolega jest pewien, że to nie zaszkodzi?

– W czym zaszkodzi? Przecież to matoł.

Aspiro aż cmoknął ze zniecierpliwienia.

– A, chodzi ci o nią? – mruknął Kardio. – Nie, nie powinno…

– Który z was debile, znowu włączył diagnostykę?! – Encefal wparował do środka, nawet nie siląc się na uprzejmość.

– No również dzień dobry koledze. Jak się spało? – Aspiro udał niewiniątko.

– Jak tam nasza faza REM? – uzupełnił przymilnie Kardio.

Gdyby Encefal mógł na niego spojrzeć, to pewnie przepaliłby go wzrokiem na wylot. Powiedzieć, że był wściekły to nic nie powiedzieć.

– Czy wy półmózgi niedorobione, zdajecie sobie sprawę z tego, jaki wpływ na stabilność systemu mają takie wahania napięcia?

– Tak.

– Nie.

Odpowiedzieli zgodnie z prawdą. Szczerość zawsze był najlepszą obroną przed logiką. Chłodną, wyrachowaną, cyniczną logiką.

– Zdajecie sobie sprawę durnie – podjął zimnym, pozornie wypranym z emocji  głosem – że ciało ludzkie tak naprawdę was nie potrzebuje?

„To was zaakcentował jakby z niemiecka” – pomyślał nie wiedzieć czemu Kardio i parsknął śmiechem.

– Ciebie to bawi tumanie?! – Encefal za to, nie bawił się w konwenanse tylko od razu przeszedł do sedna:

– Człowiek to mózg! – perorował natchniony. – Mózg to istota świadomości, pamięć, jestestwo…

– Przepraszam, prze-pra-szam! – Gastro wjechał mu w słowo swoim bufetem. – No proszę nie przeszkadzać w czynnościach! Pora karmienia jest, tak?

„To tak zaakcentował jakby z warszawska” –  pomyślał nie wiedzieć czemu Kardio i parsknął śmiechem.

– Oj bi-du-linka moja, chu-dzie-linka moja – rozpoczął swoją zwyczajową litanię karmiciel. – Za-mamusia, za-tatusię…

„Za-pie*dolęsiezaraz” – jęknął w duchu Kardio. „Dwóch takich samych debili i to na obu krańcach metabolizmu. Jak ta dziewczyna ma być później normalna?”.

– Jak już mówiłem – podjął urwany wątek Encefal – to mózg sprawuje funkcję nadrzędną i sprawczą zarazem…

Pozostali co prawda już go nie słuchali, ale to mu w niczym nie przeszkadzało. Czasem musiał porozmawiać z kimś, w jego mniemaniu inteligentnym, a to oznaczało, że często mówił sam do siebie. Gastro skończył karmić, Kardio i Aspiro zajęli się szachami, przy okazji podtrzymując funkcje życiowe. Koprofa…, no cóż, można powiedzieć, że był zarobiony po uszy.

Ale… wystarczyło, że Afectu tylko zajrzał od środka, a wszyscy zamarli. Szósty przepłynął przez próg tym swoim powłóczystym krokiem i uśmiechnął się czarująco.

– CzeŚĆ!

Echo nawet nie zdążyło przebrzmieć, a komputery zawyły alarmami. Kardio i Aspiro rzucili się na konsoletę, próbując opanować szalejące wskaźniki.

– Tętno przyspiesza! 120 i skacze! – jęknął pierwszy.

– Hiperwentylacja, podaję dożylnie węglan wapnia! – wykrzyknał drugi.

– Mam już 180! Zaraz będzie migotanie!

– Jak nie uspokoisz u siebie, to mnie też zaraz szlag trafi!

„Aspiro w obliczu stresu nie potrafi zachować zimnej krwi” –  pomyślał, nie wiedzieć czemu Kardio. Tym razem się nie uśmiechnął, ale zrobiło mu się przez to troszkę cieplej na sercu.

– Prezes! – zawył do Encefala. – Może byś go tak stąd kulturalnie wypie*dolił?! – Wskazał głową rozanielonego Afectu, który rozglądał się dookoła z malinowym uśmiechem.

– A…ale – jęknął głównodowodzący.

„To ale zabrzmiało jakby z francuska”.

– Tak alle-alle, wypie*dalej! – ryknął Kardio.

Afektu spojrzał na niego z wyrzutem, westchnął ciężko, prawie z bólem i zabeczał:

– Nikt mieee tu nie rozumieee!

Po czym wybiegł dramatycznie. Gdyby miał ręce to pewnie teatralnie trzasnąłby drzwiami. O ile gdyby były tam też i drzwi.

– Encefal, czy ty mógłbyś choć raz - jeden, jedyny raz, nie położyć uszu po sobie, kiedy ten żigolo nam się wpie*dziela w robotę?

– Właśnie, właśnie, panie kolego! Takie wahania nastroju mogą się negatywnie odbić na nas wszystkich. Depresja, bulimia …

            Komputer migał diodami kontrolnymi. Półmrok mienił się ich zielono-czerwoną poświatą. W pomieszczeniu panowała prawie niezmącona cisza, przerywana jedynie cichym buczeniem automatów medycznych. Sześć programów sterowało poszczególnymi modułami w pełnej harmonii i porządku. W szklanym sarkofagu komory hibernacyjnej spała dziewczyna. Ukryta bezpiecznie przed światem; przed wojną i pożogą. Trwała, zawieszona w bańce tylko swojej rzeczywistości.

            Spiriti popatrzył na jej oblicze i uśmiechnął się lekko. Wyglądała tak spokojnie.  Pozostałych sześciu dobrze sobie radziło. Nie potrzebowali go…

 

… i może właśnie dlatego go tam nie było.         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz