niedziela, 10 stycznia 2021

Bajka Popromienna: Stumilowy Las

 Stumilowy Las


Nad Stumilowym Lasem zapadał radioaktywny zmierzch. Spalone, martwe kikuty drzew pochylały się, jakby zastygłe w bólu i resztkami szponiastych konarów próbowały przykryć maleńką polankę, ukrytą w sercu, niegdyś potężnej, puszczy. W wykrocie, pomiędzy korzeniami, osłonięte przed zimnym wichrem, migotało ognisko. Anemiczne płomyki pełgały po wilgotnych węgielkach, przynosząc więcej dymu niż ciepła.

            Puchatek siedział pod drzewem i patrzył tępo w ogień. Starał się o niczym nie myśleć. Bo o czym mógłby myśleć dzisiaj, w pierwszą rocznicę końca świata? Podniósł do ust kość i z trudem odgryzł kawałek mięsa. Twarde, łykowate, na wpół surowe włókna trzasnęły sucho. Zaczął przeżuwać. Machinalnie, systematycznie, powoli, wciąż wpatrując się w płomienie.

            Królik zerwał namordnik maski pegaz. Wciągnął haust powietrza i rozkaszlał się spazmatycznie.

– A ty nie ubierasz ma-ma-maski? – zapytał, tym swoim znerwicowanym, lekko piskliwym głosem. – Geiger pokazuje dwieście ponad no-no-normę! Pył i…

Urwał speszony i zamilkł pod zimnych spojrzeniem dawnego przyjaciela. Puchatek przestał przeżuwać i wpatrywał się w niego z nad ogryzanej kości.

– Masz rację – dodał w końcu pojednawczo. – To już nie ma zna-zna-znaczenia… 

Puchatek powolutku, apatycznie, zwrócił zmęczony wzrok z powrotem ku płomieniom. Światło i ta odrobina ciepła, przynosiły ukojenie. Znowu zaczął przeżuwać. Podświadomie, bez udziału woli, bez angażowania umęczonego umysłu, w którym kłębiły się obrazy. Koszmarne obrazy. Obrazy tego, jak wyglądał koniec świata. I tego, co stało się potem…

– A to-to-tobie, to jak się wydaje… – ciszę, przetykaną trzaskaniem płomieni znowu przerwał irytujący głos Królika – … o-o-oni mieliby w ogóle jakąś szansę? No wiesz, taką, taką nawet maciupeńką…       

Puchatek nie słuchał. Nerwowa paplanina przepływała gdzieś obok, jak zimny wicher niosący radioaktywny popiół. Popiół spalonych. Domów, miast… ludzi…

– Ja w ka-ka-każdym razie uważam, że nie. No bo sam zobacz. No jak? Jak tu miałby żyć, taki na ten przykład Prosiaczek?

Puchatek zamarł. Imię przyjaciela szarpnęło w sercu bolesną zadrę. Bezwiednie zacisnął szczęki i zamknął oczy.

Królik, ośmielony tym, że w końcu udało mu się wywołać choć cień reakcji, zaczął trajkotać jak najęty:

–  Skażenie, zniszczenie, nic do je-je-jedzenia… – wyliczał na palcach – … do tego ten ciągły strach. Bo to ten strach jest najgorszy, prawda? Niepewność, czy coś, albo ktoś, w najmniej spodziewanym momencie…

Urwał. Przez chwilę słychać było tylko zawodzenie wichru w konarach.

– Nigdy go nie lubiłem –  dodał po chwili cichym, matowym głosem, wolno cedząc każde słowo. – Był słaby, lękliwy i miękki. Nigdy nie lubiłem Prosiaczka.  

Tego było już za wiele. Puchatek spojrzał zimno na Królika i burknął ze złością:

– To nie jedz.

 

 

Opowiadanie zainspirowane powieścią „Kubuś Puchatek” autorstwa A.A.Milne  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz